Jestem kujonką i już!

10 marca 2015

Kinga Panasiewicz ma tylko 17 lat, a jej imieniem zostanie nazwana planetoida. Prowadzi własne badania nad mózgiem, współpracuje ze sławami nauki i wygrywa międzynarodowe konkursy. Mówi, że zainspirowali ją iluzjoniści.

Kinga Panasiewicz*: Jest taka sztuczka – iluzjonista siedzi przed tobą, a na stole leżą dwie chusteczki. Potem pokazuje, że pod jedną z nich jest moneta, pod drugą nie ma nic. Po czym nagle ta moneta pojawia się pod drugą chusteczką. Magik tak kieruje twoją uwagą, że nie dostrzegasz ukrytego pod stołem magnesu, który przesuwa monetę.

Małgorzata Minta: To ciekawe?

– Iluzjoniści oszukują mózg. Chciałam się tego nauczyć. Potem zaczęłam się interesować, jak jest on zbudowany, jak pracuje. I dowiedziałam się, jak mało wiemy. A przecież jesteśmy naszymi mózgami – teraz mój mózg mówi do twojego mózgu!

Dlaczego nabieramy się na sztuczki magików?

– Bo wiele procesów zachodzi w mózgu nieświadomie. A to, co świadomie widzimy i słyszymy, jest jedynie ułamkiem tego, co odbieramy. Teraz, gdy rozmawiamy, mózg „wycina” głosy dobiegające ze stolika obok czy hałas ekspresu do kawy. Ignoruje nawet widok naszego własnego nosa.

Ale po co?

– Tak naprawdę świetnie widzimy swój nos, tylko obraz ten jest lekceważony, bo nie jest nam do niczego potrzebny. Mózg potrafi zaniedbywać to, co niepotrzebne, filtrować informacje. Gdybyśmy pozwalali im wszystkim docierać do naszej świadomości, tobyśmy szybko przeciążyli system.

Skąd to wszystko wiesz? Zawiłości neurologii nie są chyba omawiane w liceum?

– Chodzę do klasy o profilu matematyczno-fizycznym, więc realizujemy podstawowy program biologii. Miałam może dwie-trzy lekcje dotyczące układu nerwowego i mózgu. Szukałam sama.
Szkoła zaczęła mi pomagać, kiedy zgłosiłam się do konkursów – najpierw do E(x)plory, a potem do Intel ISEF. Moja nauczycielka od biologii wytłumaczyła mi, jak zaplanować i przeprowadzić eksperymenty.

Jak trafiłaś na konkurs Intel International Science and Engineering Fair?

– Przez przypadek. Na przerwie przeglądałam wiadomości w portalu popularnonaukowym i trafiłam na ogłoszenie o naborze. Śpieszyłam się na lekcje i miałam nie klikać w link… no, ale zrobiłam inaczej. Weszłam na stronę, poczytałam opinie wcześniejszych laureatów i pomyślałam: a może i ja się zgłoszę? I będę mieć większą motywację do pracy nad swoimi badaniami? W końcu kiedy człowieka gonią terminy, zawsze się mobilizuje.

Na pomysł badań wpadłaś długo przed konkursem?

– Tak. To była wypadkowa wielu zdarzeń – wspomnianego zainteresowania iluzjonistami, książek, filmów.
Pewnego razu natrafiłam na artykuł prof. Petera Uhlhaasa. Pisał, że w przypadku niektórych schorzeń, np. schizofrenii, obserwuje się desynchronizację przesyłu impulsów nerwowych między różnymi ośrodkami.
Wśród moich bliskich jest osoba chorująca na schizofrenię. Najpopularniejszą metodą terapii tego zaburzenia są leki. Ale one mają często działanie uboczne, powodują otępienie.
Potem dowiedziałam się, że zjawisko to obserwuje się też w innych chorobach, np. w alzheimerze. I pomyślałam, że można by coś z tym zrobić, spróbować jakoś te impulsy zsynchronizować, ograniczyć leki. To dość idealistyczny cel i nie wiem, czy uda mi się go zrealizować.

Synchronizacja mózgu, czyli właściwie co?

– Mózg jest podzielony na ośrodki odpowiedzialne za określone funkcje. Niektóre z nich występują w obu półkulach – np. ośrodek wzroku. A niektóre tylko w jednej- tak jest np. z tym odpowiedzialnym za język.
Często można usłyszeć, że półkule naszego mózgu mają różne charaktery i są wyspecjalizowane – prawa jest bardziej kreatywna, lepiej radzi sobie z nowymi sytuacjami, a lewa jest bardziej analityczna, myśli liniowo. Ta specjalizacja bierze się stąd, że łatwiej jest synchronizować pracę między ośrodkami znajdującymi się w jednej półkuli – choćby dlatego, że przesyłanie impulsów między nimi zabiera mniej czasu.

No dobrze, ale jak można zdesynchronizowany mózg zsynchronizować?

– Pomyślałam, że pomocne mogą być ćwiczenia, wymagające koordynacji i współdziałania różnych ośrodków mózgu, zwłaszcza znajdujących się w różnych półkulach. Zaczęłam więc szukać, czytać, pisać do naukowców…

„Dzień dobry, nazywam się Kinga i mam takie pytanie”?

– (śmiech) Tak! Stwierdziłam – że nie mam nic do stracenia, najwyżej nie odpiszą. Przedstawiałam się, pisałam, że jestem uczennicą liceum i przygotowuję szkolny projekt, który dotyczy zagadnienia synchronizacji pracy mózgu, i czy mogłabym zadać kilka pytań na ten temat.

Zignorowali cię?

– Nie, 100 proc. sukcesu! Wszyscy mi odpisywali, niektórzy już po godzinie. I zawsze bardzo miło. To, że wybitni naukowcy z najbardziej prestiżowych uniwersytetów mieli dla mnie czas, jeszcze bardziej motywowało mnie do działania.

Ile czasu zajęły ci badania?

– Przygotowanie do nich – pół roku, a więc dłużej, niż trwały same badania. Najpierw zrekrutowałam ochotników. Nie miałam funduszy, ale pomogli przyjaciele i znajomi ze szkoły. Podzieliłam ich na grupy kontrolną i badawczą. Potem za pomocą testów sprawdziłam, która półkula mózgu jest u danej osoby dominująca. Opracowałam eksperymenty kontrolne, które sprawdzały działanie mózgów ochotników. I ćwiczenia, które robili codziennie przez sześć tygodni.

Na czym polegały?

– Na wielu różnych czynnościach wykonywanych jednocześnie. Z literatury wiedziałam, jakie bodźce są chętniej analizowane przez którą półkulę. Bodziec atrakcyjniejszy dla prawej półkuli podtykałam więc lewej. I jeszcze wymagało to reakcji lewej ręki – a więc tej, którą kontroluje prawa półkula.
Niektóre ćwiczenia można znaleźć gotowe, ale te najważniejsze opracowałam sama, a potem ułożyłam z nich program. W ten sposób próbowałam zmusić ośrodki mózgu, by maksymalnie ze sobą współpracowały.
Raz na tydzień spotykałam się ze swoimi królikami doświadczalnymi, by ocenić – m.in. za pomocą testów kontrolnych i EEG – czy ćwiczenia dają jakieś efekty.

I dają?

– Badani mieli mniejszą podatność na halucynacje, sprawniejszą pamięć, większą szybkość i skuteczność reakcji. Lepiej radzili sobie w różnych zadaniach.

Skąd dostęp do EEG?

– Szkoła poprosiła miejscowy szpital, żeby wpuszczono mnie do pracowni. Zajmujący się laboratorium pan Andrzej Jerzyna wszystko mi wyjaśnił, udostępniał literaturę.
Udało mi się, bo miałam wokół siebie dobrych ludzi, przyjaciół. Nie byłoby tej nagrody, gdyby nie ochotnicy, moi rodzice, rodzeństwo. Najchętniej wzięłabym ich wszystkich ze sobą na scenę w Phoenix w Arizonie w USA [gdzie odbywał się finał konkursu ISEF], by pokazać, że to nasza wspólna praca.

Miałaś jeszcze szkołę.

– Badania zazwyczaj zajmowały mi cały weekend, czasem jeszcze wieczory w tygodniu. Nie miałam ani chwili na lenistwo. A szczerze – to uwielbiam się lenić! Czasem miałam ochotę zrezygnować, rzucić to wszystko. Wtedy jednak wkraczali rodzice, przyjaciele, znajomi.

A jak sam konkurs?

– Wspaniale. Mnóstwo ludzi z całego świata, zupełnie innych, ale mówiących jednym językiem nauki. Cały tydzień w USA był jak wycięty z kolorowego folderu i wklejony do mojego życia.
A jeśli nie mózg i nie szkoła, to…?

– Astrofizyka! Moja druga pasja. To niezwykłe uczucie, gdy patrzę na gwiazdy i uświadamiam sobie, że dociera do mnie światło sprzed miliardów lat. Nauka może nam dostarczyć tyle samo duchowych doświadczeń co religia.

Neurologia i astrofizyka to nauki przyrodnicze, które potocznie uważane są za mało „dziewczęce”. Czasem mówi się też, że dziewczyny powinno się szczególnie zachęcać do przedmiotów ścisłych. Co o tym myślisz?

– Nic na siłę. Jeśli dziewczyna nie interesuje się technologią, to po co ma iść na politechnikę i się męczyć? Jeśli ja i jakiś chłopak staralibyśmy się o jedno miejsce na staż podoktorski i on byłby lepszy, to powinien wygrać konkurs. Tu chodzi wyłącznie o kwalifikacje.
Moich rodziców kocham m.in. za to, że nigdy nie popychali mnie w żadną stronę. Oczywiście powtarzali, że nauka jest ważna, i pilnowali, by się uczyć. Ale nigdy nie mówili: „Kinga, ty masz zostać lekarzem, Kinga, ty masz zostać fizykiem”. Mówili: „Kinga, zostaniesz, kim chcesz i będziesz robiła to, co chcesz”. Nie uważam, że jeśli ktoś zapowiada się na świetnego prawnika i się tym interesuje, to powinien studiować inżynierię, bo teraz to jest na topie.

Konkursy za tobą. Co dalej?

– Matura, chcę się dostać na studia. Pociąga mnie zarówno fizyka, jak i medycyna. Oprócz polskich uniwersytetów rozważam m.in. Oksford albo Cambridge. Te uczelnie naprawdę są dostępne – wystarczy chcieć i to pokazać. Są kredyty, stypendia. Wszystko jest do zrobienia.

Kto ci pokazał, że nauka jest ciekawa?

– Kiedy byłam mała, mój dziadek kupił mikroskop mojej starszej siostrze, która interesowała się biologią. Uwielbiałam podglądać, jak przygotowuje preparaty, a w końcu sama zaczęłam to robić.
A poza tym rodzice zawsze podkreślali, że nauka – nie tylko taka w szkole, dla ocen, ale życiowa – jest ważna. Zabierali nas w ciekawe miejsca i to nigdy nie były po prostu wakacje w hotelu, podróże utartymi ścieżkami. Mój tato lubi wytyczać nowe szlaki. Wycieczkom zawsze towarzyszyły niezwykłe opowieści. Czy były to Bieszczady, czy Chorwacja, rodzice starali się skłonić nas do rozmawiania z ludźmi, do poznawania nowych miejsca.

Nigdy nie nazywano cię kujonką?

– Zdarzało się w podstawówce. Ale uważam to za komplement – zdobywam wiedzę, jestem w tym dobra i coś osiągam. Teraz w mojej klasie jest dużo osób podobnych do mnie, jestem wśród swoich.

*Kinga Panasiewicz to 17-letnia uczennica LO im. Staszica w Hrubieszowie. Zdobywczyni II nagrody w tegorocznej edycji Festiwalu Młodych Naukowców „E(x)plory” oraz laureatka II miejsca w kategorii medycyny i zdrowia w najbardziej prestiżowym konkursie naukowym dla młodzieży Intel International Science and Engineering Fair, gdzie w nagrodę otrzymała 1,5 tys. dol. Podczas finału w Phoenix rywalizowała z prawie 2 tys. nastolatków z całego świata. Jej imieniem zostanie nazwana jedna z planetoid odkrytych dzięki programowi The Lincoln Near Earth Asteroid Research (LINEAR)

Źródło: wyborcza.pl

Materiały o podobnej tematyce